„Chcę pisać” – czy to ma sens?

blog 97 kasia

„Chcę pisać” – czy to ma sens?

Warto wierzyć dziecięcemu przeczuciu, że zostanie się pisarzem czy pisarką. Najważniejsze to po prostu zabrać się za to i pisać – a wsparcie bliskich w tym procesie jest bezcenne.

Patti Smith, muzyczka, pisarka, poetka już w wieku kilku lat wiedziała, że zostanie artystką.
Ta świadomość przyszła do niej na pozornie zupełnie zwyczajnym spacerze z mamą, o czym pisze w książce „Poniedziałkowe dzieci”.

Intuicja młodości

I wiecie co? To nie jest takie rzadkie. Ja sama, zupełnie nie porównując się do tej wspaniałej artystki, również w wieku dziewięciu lat postanowiłam, że będę pisać – i musiałam przejść długą drogę, zanim ponownie uwierzyłam, że to możliwe. Imponuje mi, że można całe życie pozostać wierną temu dziecięcemu przeczuciu. Mogą nam w tym pomóc osoby, które spotykamy na swojej drodze – rodzice, ale nie tylko.

Przekuć „będę pisać” w „napiszę”

W trzeciej klasie podstawówki usiadłam przy stole w kuchni i powiedziałam: Napiszę książkę. Moja mama, która stała obok, odparła: Aha, akurat. Otworzyłam pusty zeszyt i po kilku godzinach był on zapisany przygodami Marchewki i Kartofla, dwóch pajacyków.

Nie warto zwlekać tylko szybko przekuć „będę pisać” w „napiszę”. Owszem, nie jest łatwo wpaść na to, co chcemy napisać, i jaki tekst okaże się dobry, jednak warto spróbować. Jeśli tego nie zrobimy, to – banalnie proste! – nic nie napiszemy na pewno.
W takich sytuacjach bezcenne okazuje się wsparcie osób z zewnątrz.

Oceny o niczym nie świadczą

Mama zaniosła moją „książkę” nauczycielce. Nauczycielka wstawiła mi szóstkę, mama była dumna. Ale czy to coś mi dało? Dobre oceny nie sprawiły, że zaczęłam się rozwijać. Byłam chwalona, ale nikt mnie nie poprowadził, nikt tak naprawdę nie zainteresował się tym, co i jak pisałam. Po kilku porażkach na wiele lat przestałam wierzyć w to, że rzeczywiście mogę pisać to, co chcę.

Nie spodziewajmy się od systemu szkolnego, że potwierdzi „talent”, że pomoże się twórczo rozwijać. Priorytety szkoły nie mają nic wspólnego z tworzeniem literatury.
Warto zwrócić się do osoby, która ma doświadczenie związane z literaturą – która może zaopiniować, pokierować tekstem i procesem jego powstawania. Można zapisać się na kurs pisania. Prowadzę takie kursy od kilku lat, bo po przejściu długiej drogi do wiary we własne pisanie wierzę, że osoby zaczynające pisać bardzo potrzebują konkretnego, merytorycznego wsparcia.

Zanim na kurs

Jednak nie wszyscy decydują się na kurs pisania. Czy można coś zrobić zanim, albo zamiast? Tak: wesprzeć. Bo tu nie chodzi o sprawdzanie tekstu czy warsztatu osoby, która pisze. Chodzi o to, żeby być przy niej i mądrze jej pomagać w zyskaniu wiary w to, co robi.

Jak wspierać w pisaniu?

Pytać, czy osoba coś pisze, dopytywać o szczegóły procesu. Nie „gonić” do pisania, ale żywo się interesować.
Faktycznie czytać teksty, które dostajemy do przeczytania. Przekazywać uwagi. Chwalić za to, co zrobiło na nas wrażenie, ale i krytykować – konstruktywnie. Czyli nie: „To i to jest źle”, tylko: „Myślę, że lepiej by było, gdyby to i to było inaczej”.
Inspirować! Podsuwać swoje ukochane książki innych autorów i autorek, ale też oglądać razem wartościowe filmy czy seriale. Rozmawiać o pisarkach, pisarzach, ich życiu i twórczości. Nawet wycieczki w przyrodę mogą być inspiracją dla twórczości literackiej, jeśli potem zachęcimy młodą osobę do opisania swojego doświadczenia.

Katarzyna Michalczak

CIĄG DALSZY NASTĄPI:
Jak podnosić poczucie własnej wartości w pisaniu?
Pracowitość czy talent?
…i inne.

 

KATARZYNA MICHALCZAK PROWADZI W MASZYNIE KURS PISANIA OPOWIADAŃ DLA MŁODZIEŻY
w Warszawie ZOBACZ PROGRAM >>

2 Comments
  • Ella

    23 sierpnia 2019 at 00:05 Odpowiedz

    Ładnie napisane i bardzo optymistyczne.
    Zaczynałam podobnie, w wieku kilku lat zapisywałam zeszyty przygodami niesfornych dziewczynek i gadających psów. Bajdurzyłam dzieciakom pod blokiem, pisywałam do gazetek szkolnych. Nigdy nie opanowałam umiejętności pisania dobrej rozprawki, ale eseje wychodziły świetnie :) Pisałam na portalach i blogach w czasach, gdy internet był dla nas jeszcze czymś dość obcym i posiadał ten niesamowity, nostalgiczny już dźwięk połączenia telefonicznego. Jednak, mimo doceniania przez czytelników w tych małych środowiskach amatorów i większych czy mniejszych prób uczynienia czegoś więcej, nie udało mi się na pisaniu zarobić ani grosza. Poprawiłam parę tekstów, zmotywowałam do działania innych, pomogłam przebić się pewnemu pisarzowi i tyle, dla mnie nie starczyło szczęścia (na razie). Nigdy nie przestałam pisać, ale gdzieś po drodze musiałam dorosnąć.
    Dziś z perspektywy 22 lat od pierwszego opowiadania, kilku niewydanych i nie przeczytanych przez nikogo poza rodziną i bliskimi znajomymi powieści mogę powiedzieć, że osobiście irytuje mnie uprzejme zainteresowanie z ich strony. Wiem doskonale, że chcą dobrze i ma to raczej motywować niż zniechęcać. Czy z pisarzem jest coś nie tak, jeśli ma ochotę nawarczeć na dźwięk wesołego “cześć, ile już dziś napisałaś?”

  • Katarzyna Michalczak

    25 sierpnia 2019 at 20:26 Odpowiedz

    Różnie odbieramy wsparcie od bliskich, i przecież nie mamy obowiązku się z niego cieszyć. Ja wierzę w komunikację. To miło, że próbują, ale jeśli mimo ich dobrych chęci we mnie stało się coś takiego, że już nie mam na to ochoty, to zawsze mogę powiedzieć “Wiecie co? Już mnie nie pytajcie ile dzisiaj napisałam, dobra? Jestem tym zmęczona”. Myślę, że przede wszystkim warto próbować wspierać zainteresowaniem – ale gdy widzimy, że kogoś to zwyczajnie wkurza, to dobrze będzie zmienić temat albo po prostu zabrać delikwentkę/a na lody 😉

Napisz komentarz

CLOSE
CLOSE