Pisarzu, opisz się sam! Najlepiej na Facebooku

blog88

Pisarzu, opisz się sam! Najlepiej na Facebooku

Jeśli nie ma Cię w Internecie, to nie istniejesz. Tak było kiedyś. Dziś to powiedzenie trzeba doprecyzować. Bo w Internecie są już wszyscy – grunt to wybrać miejsce, w którym Twoja obecność rzeczywiście ma sens. A jeszcze lepiej, jeśli przynosi korzyści. Takim miejscem dla pisarzy niewątpliwie może być… Facebook.

Celowo piszę „może być”, a nie „jest” czy „musi być”. Bo – naiwna! – wierzę gdzieś tam w głębi duszy, że dobra literatura broni się sama. I że autor, który totalnie nie potrafi obsługiwać mediów społecznościowych, komputera czy nawet kalkulatora, jest w stanie spłodzić bestseller. I że po „Sto lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza sięgną jeszcze rzesze nowych fanów, choć autor nie napisze już nigdy ani słowa na Twitterze, a wydawnictwa niechętnie będą promować takie oldschoolowe pozycje w Google AdWords.

A jednak jestem też przekonana, że Facebook – i w ogóle social media – mają ogromną moc i mogą stać się szalenie ważnym narzędziem współczesnego pisarza. Jak? Proszę bardzo, garść dowodów. (Przy okazji – te dwa ostatnie „zdania” to pętle poznawcze, kolejne przydatne narzędzie pisarza; na kursach Maszyny do Pisania opanowalibyście je do perfekcji, jak wiele innych. Tak, wpis zawiera lokowanie produktu.;-)

Tu szukaj pomysłów

Po pierwsze, Facebook jest kopalnią pomysłów. Prawdziwą skarbnicą. To takie łatwiej dostępne miejsce, gdzie autor może przeprowadzić research. Poczytać, jak mówi ta dzisiejsza młodzież. O czym szumią wierzby w Sandomierzu. Nie musi zaraz jechać w odległe zakątki świata, żeby mieć o nich wiedzę niemal z pierwszej ręki.

Poddaj się konstruktywnej krytyce (hejterom dziękujemy!)

Po drugie, to fantastyczne miejsce wymiany doświadczeń. Pisarz może skorzystać z tego dobrodziejstwa już na etapie gromadzenia materiału lub po stworzeniu pierwszego rozdziału. Zapytać potencjalnych czytelników, czy woleliby, żeby bohater miał na imię Zygmunt, czy Gilbert. Czy akcja ma toczyć się na warszawskiej Pradze, czy krakowskim Kazimierzu. A kiedy już książka powstanie i trafi do sprzedaży, autor może poprosić czytelników o podzielenie się wrażeniami. Oczywiście otwiera to furtkę dla krytyków, którzy bez litości wytkną pisarzowi niedociągnięcia, i hejterów, którzy zmieszają go z błotem bez powodu. Ale komunikując się z internetowym światem, trzeba wyrobić sobie grubą skórę i puszczać bezzasadną krytykę mimo uszu. Skupiać się na wartościowych komentarzach i, jak na Polaka przystało, uczyć się na błędach.

Pokaż ludzkie oblicze

Po trzecie, niegdyś niedostępni, tajemniczy pisarze, wielcy twórcy, dzięki Facebookowi zyskują ludzką twarz. Mogą pokazać całemu światu, że poza tym, że poddają się wenie albo w pocie czoła konstruują kolejną epopeję narodową, mają też rodzinę. Chodzą z psem na spacer. Ubierają choinkę. Koszą trawę w ogródku. Skaczą z radości, kiedy ich książka zostaje wydrukowana. Płaczą. Robią błędy. Są ludźmi z krwi i kości. Takimi jak inni.
Autentyczność robi wrażenie.

Zostań gwiazdą

Po czwarte, kto wie, może zdarzyć się tak, że Twoja książka sprzeda się w milionowym nakładzie (tego życzę!), a czytelnicy będą prześcigać się w wychwalaniu Twojej twórczości. #najlepiej
Kiedy skomentują Twój wpis lub zwrócą się do Ciebie w prywatnej wiadomości, zrób im tę przyjemność – odpisz im.

To się sprzeda!

Wreszcie, Facebook można potraktować jak… większą księgarnię. Wielką, gigantyczną, potężniejszą niż wszystkie Empiki razem wzięte. Taką otwartą 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, nawet w niedziele niehandlowe. Która trafia pod strzechy i za granicę, gdzie bez nakładów finansowych mało który pisarz miałby szansę zaistnieć. Nie mam na myśli tworzenia od razu skomplikowanych i kosztownych kampanii reklamowych przy wykorzystaniu Facebook Ads, ale zwykłe informacje, wpisy z grafiką, typu: „Cześć, jestem Patrycja, a to jest moja nowa książka – jestem pewna, że nie zaśniecie przed zakończeniem lektury, a już na pewno po!”. Jeśli reklama jest dźwignią handlu, to Facebook jest jej dobrym wujkiem. Pozwala się sprzedać, czasem nawet za darmo.

Przekonałam Was? A może powinnam wyłączyć możliwość komentarzy pod tym tekstem, bo nie zgadzacie się z ani jednym słowem? 😉 Tak czy inaczej, dajcie znać. Kto nie komentuje, ten nie istnieje.

Patrycja Grzelczak

***

Spodobał Ci się ten wpis? Jego autorka prowadzi kurs o kreatywnym podejściu do pisania w sieci. Bo jak nie ma Cię w sieci, to nie istniejesz, pamiętasz…? Zapraszamy na  KreatyWWWne pisanie – zajrzyj na stronę kursu >>

 

____________

Przeczytaj też:

Przedświąteczna gorączka copywritera >>
Podstawowe zasady webwritingu, których nieprzestrzeganie grozi śmiercią >>
Aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli… klient. O języku korzyści >>
Najbardziej apetyczny tekst na stronie, czyli jak pisać o ciasteczkach >>

1 Comment
  • irena omegard

    7 maja 2019 at 19:26 Odpowiedz

    Co mam napisać?Wszystko zostało powiedziane,pozdrawiam.

Napisz komentarz

CLOSE
CLOSE