Storytelling

alfred-hitchcock-393745_1280

Storytelling

„Storytelling to jest…” – podnoszę palce, spoglądam na klawiaturę i …zamieram, zamiast wyklikać odpowiednią definicję.
Boże święty, myślę sobie gorączkowo, to moja pierwsza notka dla Maszyny do Pisania, wypadałoby więc napisać coś więcej niż suchą regułkę. Omiatam wzrokiem pokój w poszukiwaniu inspiracji, która pomogłaby mi sugestywnie wyjaśnić, na czym polega storytelling. W pewnym momencie mój wzrok zatrzymuje się na okładce książki, której autor opisuje kulisy powstawania legendarnej „Psychozy”.

Hitchcock – geniusz storytellingu

To jest pomysł, zacząć od faceta, który zarabiał na życie, strasząc widzów swoimi fabułami. Zacząć od filmu, który pobił rekordy oglądalności. Tak zatem brzmi moja pierwsza rada: chcecie poczuć sens storytellingu, przeanalizujcie filmy mistrza suspensu. Dzięki temu szybko zrozumiecie, że twórcy dobrych opowieści, to zarazem znawcy ludzkich emocji, którzy doskonale wiedzą, jak wzruszać, straszyć, podniecać, rozczulać, intrygować czy na przykład wzbudzać gniew i chęć odwetu. Amerykański reżyser powiedział kiedyś: „Pierwsze zadanie to wytworzyć emocję, drugie – podtrzymać ją”.

Słynna scena

W biografii zawodowej Hitchcocka znajdziecie scenę, z której chciałbym zrobić metaforyczną definicję storytellingu. W tym celu musimy cofnąć się w czasie, a konkretnie do 16 czerwca, 1960 roku. Wtedy właśnie odbyła się oficjalna premiera kultowego szokera. Ową scenę zekranizował Sacha Gervasi w obrazie „Hitchcock”.

Zobaczcie.

Oto gruby, starszy, elegancko ubrany mężczyzna o twarzy Anthony’ego Hopkinsa podchodzi do drzwi. Uchyla je. Wewnątrz wielkiej sali siedzi publiczność i wpatruje się z uwagą w ekran. Słyszymy dźwięk odkręcanej wody. Kamera naprzemiennie chwyta twarz mężczyzny i oblicza poszczególnych widzów.
W końcu Hopkins zamyka drzwi. Spaceruje po hallu. Robi wrażenie lekko poddenerwowanego.

Nagle słyszymy znajome dźwięki, bardzo rytmiczne, raz, dwa, trzy. Potem rozlegają się ludzkie wrzaski. Jedna fala, druga. Hitchcock ożywia się. Niemal tanecznym krokiem podchodzi do drzwi. Porusza rękami jak dyrygent. Symuluje ciosy nożem. Robi to coraz zamaszyściej.

Kamera znowu przeplata obrazy: raz mężczyzna, raz publiczność. Filmowiec miota się po korytarzu, publiczność tuli w sobie ze strachu. W pewnym momencie na sali następuje uspokojenie, rozlega się nawet nieśmiały śmiech. Reżyser jest zadowolony, najwyraźniej spodziewał się takiej reakcji. „Well done”. Operacja zakończona pełnym sukcesem. Cięcie.

Kwintesencja storytellingu

O to mi właśnie chodzi.
Hitchcock, który zachowuje się jak kompozytor i dyrygent ludzkich emocji, stanowi uosobienie storytellingu. Rzecz w tym, że sztuka opowieści ma w sobie coś ze sztuki programowania odbiorców. Kiedy czytamy „Króla Lira”, jesteśmy przerażeni obłędem władcy. Kiedy kartkujemy kolejne strony „Millenium”, pragniemy, aby Lisbeth Salander zemściła się w końcu na swoim kuratorze. Kiedy pochłaniamy „Imię róży”, płoniemy z ciekawości, który z zakonników jest zabójcą.

Krótko mówiąc: storytelling to sztuka projektowania angażujących emocjonalnie opowieści.

Michał Larek

Przeczytaj także:
Dżingiel, czyli skuteczna metafora
Jak przyciągać uwagę czytelnika?
Jak zacząć powieść
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część pierwsza
Warsztaty pisarskie u najlepszych . Część druga
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część trzecia
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część czwarta
Warsztaty pisarskie u najlepszych. Część ostatnia
Storytelling, czyli sztuka walki
Storytelling i prawo jazdy
Tess Gerritsen, Poe i wspomnienia
Jak zaczął George Lucas?
Zatrzymaj czas!
Jak zaplanować opowieść
Storytelling i neuromarketing

Tags:

Napisz komentarz

CLOSE
CLOSE