Bez promocji ani rusz.

Bez promocji ani rusz

Bez promocji ani rusz.

Miałeś kiedyś w głowie taki obraz?
Wieś, krajobraz sielski, po horyzont pola i łąki, na których co kilkanaście metrów pasą się krowy i owce. Na niewielkim wzniesieniu stoi drewniany domek z dużą, otoczoną bluszczem werandą, dającą miły cień w upalne letnie dni. Pośrodku werandy znajduje się dębowy stół, będący świadectwem licznych spotkań towarzyskich, setek wypitych kaw, herbat, litrów wina…
Przy stole siedzisz TY.
Spokojny krajobraz uwalnia pokłady twojej wyobraźni. Palce same suną po klawiaturze, a za każdym kliknięciem na ekranie laptopa pojawiają się kolejne litery, wyrazy, zdania, frazy tworzące… arcydzieło.

Oddychasz głęboko. Koniec. Twoje dzieło jest już gotowe. Najlepsze, najwspanialsze. Wysyłasz do wydawcy, a oczami wyobraźni widzisz tłumy walczące o egzemplarz twojej książki.

Czekasz.

Czekasz.

Czekasz.

Jakimś dziwnym trafem okazuje się, że książka nie cieszy się aż takim powodzeniem, jak się tego spodziewałeś. Niepotrzebny jest dodruk, bo wydawca ma jeszcze spore zapasy. Nikt się o twoje dzieło nie
bije. Właściwie… chyba nikt poza wydawcą o nim nie wie. Czego zabrakło?

Promocji.

Nie ukrywam, że do zagadnień związanych z promocją jest mi bliżej niż do pisania. A dzisiejszy blogowy wpis spowodowany jest tym, że czasem moje serce krwawi, gdy widzę, jakie talenty pozostają nieodkryte, bo same nie chcą dać się odkryć.

A tymczasem…

Mamy rok 2016. Nic zaskakującego. Ale niektórzy pisarze wciąż zachowują się jakby żyli w XIX wieku.
I chociaż cudownie pisze się książkę, siedząc w domu na wsi, to w końcu z tego “domu” lub innego bezpiecznego ukrycia trzeba wyjść do ludzi. Bo ludzie chcą poznawać ludzi. A gdy już zafascynuje ich historia autora, chętniej zainteresują się tym, co on robi – twoją nową/pierwszą książką.

Idealnie byłoby, gdyby wydawnictwo w stu procentach zajęło się promocją. Ale wiemy, że tak nie jest. Każde z wydawnictw na swój plan wydawniczy, określony czas na promocję danego tytułu, a później martw się autorze sam! Gdy piszesz, a Twoja książka przeznaczona jest dla szerszego odbiorcy, bądź przygotowany na to, że być może będziesz musiał przełamać kilka własnych barier. Dzisiaj musisz być nie tylko pisarzem, ale i własnym marketingowcem, PRowcem, adwokatem, a może i windykatorem.

Jedną z takich barier może być introwertyzm i niechęć do pokazywania siebie w mediach społecznościowych czy podczas spotkań autorskich. Poświęciłeś miesiące na dopieszczanie swojej książki,
ale absolutnie nie chcesz angażować się w jej promocję. Wstawienie posta na Facebooku z linkiem do
recenzji lub informacją o spotkaniu autorskim powoduje u Ciebie potliwość dłoni i lekkie omdlenie. Nic
dziwnego nie byliśmy uczeni, jak promować siebie. Moje i starsze pokolenia były przekonywane o tym, że
nie należy informować o swoich sukcesach – jeśli coś jest dobre, inni i tak się o tym dowiedzą. Ale w
dzisiejszym natłoku informacji takie myślenie jest wielce naiwne.

Nastaw się na to, że będziesz musiał się promować. Czy to oznacza utratę prywatności? Nic z tych rzeczy! Pamiętaj, ty stawiasz granicę. Oczywiście możesz tę granicę przesunąć do granic możliwości i znaleźć się w końcu na portalach plotkarskich i to niekonieczne ze względu na swoją książkę, ale to zależy już wyłącznie od ciebie.

Przyjrzyj się współczesnym pisarzom, których znasz/kojarzysz, których książki ostatnio kupiłeś lub dostałeś w prezencie. Któremu z nich udało się odnieść sukces bez autopromocji?

Kto nie zbudował wokół siebie społeczności? Czyją ścieżką chcesz podążyć?

Trzymam kciuki za wszystkich obecnych i przyszłych pisarzy.

Napiszcie proszę, jakie jest wasze podejście do autopromocji. Wywołuje w was niechęć czy też bez problemu informujecie o swoich osiągnięciach?


Joanna Cieślak – Ospalska autorka, blogerka (www.positivemind.pl), od kilkunastu lat pracuje z mediami oraz dla mediów. Jest pasjonatką personal brandingu oraz tworzenia marki własnej.

Przeczytaj także:

Piękne niepotrzebne?

Nagrody literackie

8 znaków, że będziesz wielkim pisarzem

Piszesz do szuflady? Lepiej… załóż blog!

Jak tworzyli wielcy pisarze?

Najdziwniejszy tytuł roku

1 Comment
  • F. Anderfor

    12 stycznia 2018 at 09:26 Odpowiedz

    Nie mam problemu z autopromocją, ale zdecydowanie lepiej wychodzi mi pisanie. Uważam, że dobrze mieć kogoś, kto jest obeznany w dzisiejszych metodach docierania do większego grona odbiorców. Jestem świadomy tego, ile pracy wymaga zdobycie pierwszego tysiąca polubień na Fb (i ile to zajmuje czasu). Moim zdaniem, nie warto takimi rzeczami zaprzątać sobie głowy. Lepiej potraktować to jako jedna ze składowych pisarskiego hobby (inwestowanie w promotora) i skupić się na tworzeniu, żeby przede wszystkim było co promować :)

Napisz komentarz

CLOSE
CLOSE